Nasze POŁONINY - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne Artykuły Forum dyskusyjne Galerie Ogłoszenia 
Baza noclegowa   Baza gastronomiczna   Dyżury aptek   Rozkład jazdy autobusów   Plan miasta
Strona główna

Archiwum
Pisane w Bieszczadach
Szukaj w serwisie:
Redakcja

Kontakt

    Gazeta / moduły
    Serwis internetowy

    Baza noclegowa

Artykuy » ~ Archiwum » [Nr 12/88] Dość corocznej walki o przysłowiową pietruszkę


Wiesław Stebnicki - Redaktor Naczelny 'Naszych Połonin'
Sport wiąże się nieodmiennie z dużymi emocjami. Emocje przyciągają kibiców i tak nakręca się ta karuzela. Niestety bywa i tak, że sportowa rywalizacja nie budzi żadnych emocji, bo gra się o przysłowiową pietruszkę. Wtedy nie ma emocji, nie ma kibiców jest zerowe zainteresowanie taką rywalizacją.
Pojedynki ustrzyckich piłkarzy to niestety od kilku lat gra o pietruszkę. Nie mam pojęcia czy to świadomy wybór, brak ambicji, czy wykładnik możliwości drużyny. Wiem jedno, na ustrzycki stadion przychodzi dzisiaj zaledwie garstka kibiców. No bo ileż można obserwować nieustanną walkę o miejsce w środku tabeli. Jeśli już nie ma szans na awans to dla kibiców lepiej już byłoby się bronić przed spadkiem. Ważne by grało się o coś, bo gra o miejsce w środku tabeli tot gra o nic.
Przez lata szefowałem miejscowemu klubowi. Przez cały ten okres Bieszczady nie spadły niżej IV ligi. Miejscowi piłkarze tacy jak Mariusz Hawro, Andrzej Mikulski zasilali trzecioligowe, a później drugoligowe Karpaty Krosno. Za uzyskane za nich pieniądze sprowadzano do Ustrzyk piłkarzy z niższych klas. Drużyna dwukrotnie walczyła o awans do wyższej ligi, trzykrotnie broniła się przed spadkiem. Na mecze przychodziło średnio 300 osób zaś mecze z przeciwnikiem zza miedzy Sanovią Lesko gromadziły prawie tysiąc widzów. Każdy nawet mało interesujący się piłką mieszkaniec miasta wiedział w jakiej lidze gra ustrzycka drużyna i jaki wynik osiągnęła w ostatnia niedzielę. Dodam, że nie było wtedy żadnego strategicznego sponsora. Część pieniędzy dawało miasto, sponsorzy fundowali wyjazdy na mecze, reszta kasy pochodziła z biletów i transferów. Było to kwoty niebagatelne bo pozwalały na bieżąco opłacać sędziów, kupować stroje i obuwie piłkarskie oraz co najważniejsze utrzymywać drużyny juniorów i trampkarzy. Dziś podobno z biletów nawet sędziów nie można opłacić.
Oczywiście poza skromnymi ryczałtami dla dwóch trenerów nikt poza tym w klubie nie dostawał jakichkolwiek pieniędzy. Jedynie piłkarze otrzymywali skromne diety oraz premie za wygrane mecze. Trawę na płycie kosili społecznie działacze, oni też wiosną odgarniali śnieg, zawieszali siatki. Nikt z tego powodu nie narzekał bo to co robił, robił dla przyjemności i z miłości do piłki. Nie dziw więc, że czasami więcej ustrzyckich kibiców było obecnych na wyjazdowych pojedynkach niż dzisiaj na meczu u siebie.
Gdy rządy w klubie objął po mnie Tadek Szczepkowicz, emocje byłe jeszcze większe. Budował on zespół w oparciu o „armię zaciężną” z czym trudno było się zgodzić, ale emocje sięgały szczytu i nigdy Ustrzyki nie były tak blisko III ligi. Emocje to bowiem to co dodaje smaku sportowym zmaganiom. Mimo, że płyta była w nie najlepszym stanie, mimo że odbywały się na stadionie duże imprezy muzyczne, mimo ze nieraz nie można było się doczekać na obiecany przez jakiegoś sponsora autobus i montowało się wyjazd prywatnymi samochodami nie brakowało emocji.
Teraz wszystko gra jak w zegarku. Jest strategiczny sponsor, na piłkarska płytę nie tyle nie wjedzie ale i nie wejdzie nikt nieupoważniony, a z obecnych piłkarskich zmagań wieje nuda. Należy podziwiać tych ostatnich piłkarskich zapaleńców, że jeszcze nie do końca się nie zniechęcili i chodzą na mecze w których walczy się o nic. O kolejny sezon w środku tabeli. Rozumie obawy sponsorów, że awans i gra w IV lidze to kosztowne przedsięwzięcie, ale potrafił to zrobić Partyzant Targowiska więc może i 10 tysięczne miasto powinno spróbować. Po roku można spaść, ale były by zagwarantowane dwa sezony piłkarskich emocji. Pierwszy w walce o awans, drugi w obronie przed spadkiem. Trzeba i warto zaryzykować by utrzymać tych nielicznych już kibiców, a być może pozyskać nowych. Może potrzebny jest zastrzyk świeżej krwi, by tą zastałą materię rozruszać. Wydaje się bowiem, że tu nie tylko pieniądze są ważne, ważniejsze jest chyba to, że niektóre osoby związane z klubem są już tym faktem zmęczone. Jeśli ten sezon będzie kolejnym sezonem gry o środek tabeli to w przyszłym roku trybuny będą całkiem puste. Mecze oglądać będą sędziowie, zawodnicy rezerwowi i trener, a przecież nie o to chodzi i nie po to wydaje się pieniądze. KS „Bieszczady” musi zacząć słynąć ze swojej gry, a nie z kibiców dla których nie zmagania na płycie są najważniejsze, a zmagania poza nią. Jeśli zaś nic nie miało by się zmienić to może lepiej by było gdyby znów na piłkarska płytę wróciły koncerty gromadzące tysiące widzów, bo stadion to własność społeczne, a nie ogrodzony plac zabaw dla ludzi udających piłkarzy.

Wiesław Stebnicki

[Nr 12/88] Dość corocznej walki o przysłowiową pietruszkę



Imi
E-mail
Temat
Tre
Przepisz kod:

 

© 2003-2012 Nasze Pooniny - Bieszczadzkie Czasopismo Regionalne

Wykonanie i administracja strony: JWK WebStudio