|
|||
:: [Nr 6/82] JadÄ… wozy kolorowe Artyku³ dodany przez: Redakcja (2009-05-19 17:33:53) Na wielkim wielobarwnym plakacie traperskie wozy forsujÄ… rzekÄ™ w bród. Spod koÅ„skich kopyt i spod kół wytryskujÄ… perliste fontanny. W zachodzÄ…cym sÅ‚oÅ„cu cieÅ„ każdego zaprzÄ™gu dÅ‚ugÄ… nieregularnÄ… plamÄ… rozlewa siÄ™ na pomarszczonej srebrzystej tafli wody. CzoÅ‚o taboru osiÄ…ga już przeciwlegÅ‚y brzeg. W skrytych pod plandekami wozach widać rozradowane twarze. Mnóstwo rozradowanych twarzy. Niby nic. Na pewno nie jest to zaczarowana dorożka, zaczarowany woźnica, zaczarowany koÅ„. Zwyczajny wóz, zwyczajny koÅ„, zwyczajny bieszczadzki plener. I zwyczajna pogoda, na którÄ… siÄ™ ze szczęściem, lub bez, trafiÅ‚o. Ale na twarzach pasażerów widać magiÄ™ oczarowania. Zapewne owÄ… zwyczajnoÅ›ciÄ…. NiecodziennÄ… dla nich zwyczajnoÅ›ciÄ…. KoÅ„ od zawsze taki sam, wóz od stuleci niezmienny, tylko woźnica ma komórkÄ™ w kieszeni. Tak naprawdÄ™ wozy nie zawsze jadÄ… w bród, nie każdÄ… z wielu bieszczadzkich taborowo-traperskich tras przecina czysta górska rzeka. Ale na każdej sÄ… te same niepowtarzalne wrażenia. Jakże inny oglÄ…d choćby doskonale znanego pejzażu. Inny z pozycji piechura, zgarbionego pod plecakiem turysty, czy wyswobodzonego od bagażu spacerowicza, inny niż obserwowany zza kierownicy roweru. Inny, bo krajobraz powoli leniwie przepÅ‚ywa. Wystarczy zastygnąć na drewnianej Å‚awie wozu, czujÄ…c caÅ‚ym sobÄ… wyboistość drogi, wystarczy Å‚owić woÅ„ koÅ„skiego potu, wystarczy bez zmÄ™czenia oczu koncentrować wzrok na przydrożnym kwiatku i na dalekim szczycie zamykajÄ…cym krajobraz, by dać pole wyobraźni. Jakiejkolwiek, byle lotnej, szerokiej. Czy tej z dzieciÄ™cych lektur o pionierskich czasach Dzikiego Zachodu, czy też tej historycznie bardziej odlegÅ‚ej, a regionalnie bliższej z bieszczadzkich kupieckich traktów na wÄ™gierskim szlaku. Namiastka dni i tygodni spÄ™dzanych w drodze, przypomnienie, że od zawsze koÅ„ byÅ‚ łącznikiem miÄ™dzy odlegÅ‚ymi sobie ludźmi, że za sprawÄ… konia ludzie stali siÄ™ sobie bliżsi. Choćby ludzie z obu stron gór. - To wszystko jest proste - mówi pan ManiuÅ› - KoÅ„ ma być odważny, by ludzkich pisków, krzyków i gromkich Å›miechów siÄ™ nie baÅ‚, spokojny, by goÅ›ciom, czasem nawet w swych czuÅ‚oÅ›ciach natrÄ™tnym, krzywdy nie czyniÅ‚, cierpliwy, bo turystom najpierw w gÅ‚owie tylko jazda i jazda, a potem od ogniska trudno jest ich oderwać. Nie sposób siÄ™ oprzeć wrażeniu, że rozwijajÄ…c charakterystykÄ™ konia woźnica nawiÄ…zuje do swych wÅ‚asnych przemyÅ›leÅ„. Jedzie, bo taka jest jego z biurem turystycznym umowa, ale przecież nie z samych kursów z turystami żyje. Po ognisku turystów trzeba odwieźć, do domu wrócić i brać siÄ™ za prawdziwÄ… gospodarskÄ… robotÄ™; jeÅ›li już nie tego wieczora, to najpóźniej o jutrzejszym Å›wicie. - To wszystko jest proste – peroruje pan Krzysio – Wóz ma być bezpieczny, wygodny i czysty, plandeka ma nie puÅ›cić wody w czasie ulewy i jednoczeÅ›nie nie może nikomu przesÅ‚aniać widoku, a caÅ‚a konstrukcja ma być solidna. Acha, i jeszcze nie wypada, żeby coÅ› piszczaÅ‚o czy skrzypiaÅ‚o, bo to złą opiniÄ™ woźnicy wystawia. A co do konia, bo Maniek o tym nie mówiÅ‚, to trzeba jeszcze dodać, że ma być czysty, o co wcale nieÅ‚atwo, bo go wciąż na postoju te miejskie brudasy gÅ‚aszczÄ…, klepiÄ… i caÅ‚ujÄ…. - To wszystko jest proste – wyjaÅ›nia pan Zbysio – Woźnica ma być uprzejmy, niczym kierowca tutejszego PKS-u przejÄ™tego przez francuskÄ… firmÄ™, musi umieć milczeć, jeÅ›li goÅ›ciom wystarcza rozmowa we wÅ‚asnym gronie, musi być rozmowny, gdy pasażerowie tego od niego oczekujÄ…, musi mieć uzdolnienia pedagogiczne, by bez obrazy przekonać paniusiÄ™ z miasta, że herbatnika nie wkÅ‚ada siÄ™ miÄ™dzy koÅ„skie zÄ™by dwoma palcami lecz podaje na otwartej dÅ‚oni, talent dydaktyczny, by klarować, że „heta” to w prawo, „wiÅ›ta” w lewo, a „wio” to do przodu i wreszcie cierpliwość, by za każdym kursem dzieciakom tÅ‚umaczyć, że koÅ„, by zrobić kupÄ™, wcale nie musi siÄ™ zatrzymać, czego maluchy chowane w miÅ‚oÅ›ci do zwierzÄ…t wciąż siÄ™ w imieniu konia domagajÄ…. Zestaw spraw prostych daje prosty sumaryczny efekt. Pasażerom wakacyjnÄ… przygodÄ™, poczucie pokonywania przestrzeni w niecodzienny dla nich sposób, poczucie uczestnictwa w korzystaniu ze zbiorowej komunikacji w historycznym wydaniu i wreszcie poczucie staÅ‚ej prÄ™dkoÅ›ci jazdy wiÄ™kszej niż osiÄ…gana przy przedzieraniu siÄ™ przez miejskie korki. Konie też sÄ… zadowolone; po nocy w zatÄ™chÅ‚ej stajni dotleniajÄ… siÄ™ przy lekkiej w koÅ„cu pracy, mniejszym niż w polu czy w lesie wysiÅ‚kiem zarabiajÄ… na swój worek owsa. I woźnica krzywdy nie ma, wszak każdy grosz jest w domu potrzebny. Inna rzecz, że już nieraz o rzuceniu tej roboty myÅ›leli, bo nie zawsze im nerwy wytrzymujÄ…. – Ludzie sÄ… różni. Od czasu do czasu taki pasażer siÄ™ trafia, co wspomina wakacje z dzieciÅ„stwa i przywoÅ‚uje postać wujka, który byÅ‚ najlepszym we wsi furmanem i teraz tych nauk nam chce udzielać. NależaÅ‚oby goÅ›cia z wozu zwalić, albo batem mu przylać, ale cóż, umowa o grzecznoÅ›ci z firmÄ… turystycznÄ… obowiÄ…zuje; w rÄ™kach lejce i bat, uszu nie ma jak zatkać, pozostaje zacisnąć zÄ™by i jechać dalej. Tak mówiÄ…, ale akurat pod tÄ… wypowiedziÄ… nikt siÄ™ nie podpisze. Jakub Demel
![]() adres tego artyku³u: http://www.naszepo³oniny.pl/articles.php?id=609 |